Klaudek ma już prawie 16 lat. Urodził się o czasie, zdrowy i silny. Do prawie roku rozwijał się prawidłowo, gdy w ósmym miesiącu życia przytrafiło mu się pierwsze omdlenie jako zapowiedź późniejszych problemów neurologicznych. Potem pojawiły się napady częściowe, w końcu ogólne, które nasilały się pomimo leczenia. Były takie tygodnie, kiedy ataki i towarzyszące im drgawki miał co kilka minut, z czasem też stawały się coraz silniejsze.
W końcu pojawiły się ataki z bezdechem, które spowodowały drastyczny regres rozwoju. Często spaliśmy na zmianę, żeby go pilnować i reagować na pojawiające się bezdechy i w razie czego reanimować. W wyniku pogarszającego się stanu Klaudiusza, właśnie po serii ataków z bezdechem trafił do szpitala na ul. Kopernika, gdzie zapadła pierwsza, na szczęście nietrafiona diagnoza, podejrzewano postępujący zanik układu nerwowego i „doradzano” żegnać się z dzieckiem.
Niestety innych hipotez nie było, pomysłów na pomoc Klaudiuszowi też nie. Klaudiusz po wyjściu ze szpitala pod koniec 2002r był w złym stanie, z zerowym kontaktem z otoczeniem, tzw. przysłowiowym „warzywkiem”.
Kolejne lata minęły na poszukiwaniu sposobów rehabilitacji i leczenia naszego syna. Mimo tego w grudniu 2008r. napady ponownie nasiliły się do tego stopnia, że do ich zatrzymania konieczne okazało się wprowadzenie Klaudiusza w śpiączkę farmakologiczną na tydzień.
W diagnozie, oprócz padaczki skrytopochodnej lekoopornej i autyzmu atypowego, dopisano mózgowe porażenie dziecięce.
Aktualnie, mimo regularnej rehabilitacji i uczęszczania do szkoły specjalnej, kontakt z Klaudiuszem jest mocno utrudniony, gdyż nie mówi, ale ma swoje nastroje, ma osoby które lubi i widać co sprawia mu przyjemność, oraz na co nie ma ochoty. Lubi się przytulać, czasem wykazuje poczucie humoru, ma też rewelacyjny kontakt ze swoim znacznie młodszym rodzeństwem, które ma liczne. Serce rośnie kiedy obserwujemy ich zachowania i relacje.












